Artyści od brudnej roboty
Aleksandra Klich
2009-11-23, ostatnia aktualizacja 2009-11-20 19:04
Joanna nigdy nie mówi, że Krytyka Polityczna to lewica. Najpierw, że to ruch. Potem, że intelektualny. Na końcu, że lewicowy. Żeby nie zrażać. Dla ludzi lewica to SLD
Luty 2008, bytomski rynek szary, przygnębiający. W siedzibie Centrum Sztuki Współczesnej "Kronika" - jednej z najbardziej znanych polskich galerii - debatują: socjolodzy Kinga Dunin i Sławomir Sierakowski, filozof Marek Cichocki i publicysta Jacek Żakowski. Temat: "Lewica po stronie prawdy". Na spotkanie z okazji otwarcia śląskiego oddziału Krytyki Politycznej przyjechało kilkadziesiąt osób z całego województwa.
Goście przerzucają się "paradygmatami" i obcymi nazwiskami, rozmowa coraz bardziej hermetyczna, słuchacze kręcą się niecierpliwie na krzesłach.
W końcu jakiś chłopak wstaje i mówi: - Ludzie, przestańcie pierdolić, jesteście na Śląsku!
- Spotkania w takim miejscu jak nasze bywa twardym lądowaniem. Ściąga nas na ziemię - przyznaje Stanisław Ruksza (lat 35, okulary, kolorowa koszula), historyk sztuki, kurator, szef bytomskiej Kroniki i lider Krytyki Politycznej na Śląsku.
Rozkapryszeni intelektualiści, młodzi lewacy z bogatych domów - tak prowincjusze myślą o Krytyce. Siedziba w dobrym miejscu w Warszawie, kawiarniane dysputy, walka z neoliberalizmem, alterglobalizm, feminizm, takie tam -izmy. Generalnie ę, ą i oderwanie od życia.
Po co Krytyce klub w Bytomiu, Cieszynie i innych ponad 20 miejscach: Kaliszu, Włocławku, Gdańsku?
Studentów zabrać w siną dal
Jak to po co? Żeby zmieniać świat. - Prowincja jest moją siłą, tutaj idee mogę aplikować w rzeczywistość - mówi Joanna Wowrzeczka-Warczok. To ona w Cieszynie tworzy drugi przyczółek KP na Śląsku.
Po trzydziestce. Malarka i socjolożka. Szczupła, drobna, w okularach. Dwa doktoraty, drugi mąż, jedno dziecko, pięcioletni synek Gustaw. Ewangeliczka - wierząca, ale niepraktykująca. Pracuje w Instytucie Sztuki Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Na stronie internetowej KP napisała, że jej specjalnością jest "wyprowadzanie studentów z murów uczelni w siną dal".
Wcześniej wyprowadzała ich za pomocą nieprawomyślnych (czytaj: zaangażowanych) książek. Niedawno rzuciła: - A może byście przyszli do Krytyki?
Ktoś wzruszył ramionami: - Nie jestem lewakiem ani feministą. Co bym tam robił?
Asia: - A uważasz, że dzieci, które urodziły się w biednych domach, gdzie ojcowie piją, a matki nie potrafią zadbać, żeby było co do garnka włożyć, powinny zawsze tak żyć?
- No, nie
- No to przyjdź. Dogadamy się.
Wymyślili, że będą się zajmować genderem (bo w Cieszynie mało kto wie, co to), parytetem (bo Cieszyn, jak wszystkie polskie miasta i miasteczka, jest patriarchalny), ekologią (bo o rzut kamieniem jest czeska elektrownia Trzinec i polskie kopalnie, które niszczą wszystko, co się rusza), sztuką.
I najważniejsze: będą wyrównywali szanse dzieci. - Nie rodzimy się biedni, rodzimy się w domach, które dotknęła bieda. Czyli możemy proces dziedziczenia biedy cofnąć - mówi Joanna.
Lepiej mało niż nic
Najbardziej wysunięty na południe przyczółek KP mieści się dokładnie pomiędzy polskim Cieszynem i czeskim Tesinem, w sali rewizji osobistych w dawnym posterunku granicznym. Jeszcze niedawno ten niepozorny barak był tu najsłynniejszym budynkiem, przez kilkadziesiąt lat odwiedzanym częściej niż Wieża Piastowska i Studnia Trzech Braci.
- Człowiek wchodzi do Polski i wita go Krytyka Polityczna - mówi Ruksza.
To tutaj Joanna ze studentami urządziła O! Świetlicę. Pomysł pracy z dziećmi z ubogich rodzin podpatrzyła w bytomskiej Kronice. Tam od kilku lat dzieci ze zrujnowanego śródmieścia przychodzą na warsztaty artystyczne, wystawy, żeby nauczyć się kilku zwrotów po angielsku albo po prostu napić ciepłej herbaty. Zrobić zdjęcia z Mikołajem Długoszem, porozmawiać z Joanna Rajkowską albo Anną Konik - artystkami, które właśnie coś realizują w Kronice.
Głodne, chore, z kłopotami. Jak chłopiec, który na prochach odgryzł chomikowi głowę, albo dziewczynka, która rano przychodzi obierać ziemniaki do bytomskiej knajpki, żeby po południu dostać za to kebab.
Dzieci z ubogich domów - Asia mówi: "zdominowanych" - nie potrafią liczyć, jeść nożem i widelcem, nie wiedzą, co to szachy.
Póki w Polsce nie zostaną wprowadzone przymusowe przedszkola (Asia powtarza, że tylko w nich będzie możliwe prawdziwe wyrównywanie szans i Krytyka powinna o nie walczyć), trzeba ratować kogo się da.
Asia przygotowała plan: codziennie przez dwie godziny, na zmianę, będą się zajmowali dzieciakami, które umorusane biegają po cieszyńskim rynku. Będą zabawy i wspólne odrabianie lekcji. Do tego trochę o tym, co to są feminizm, tolerancja i demokracja.
Tylko jak te dzieci ściągnąć do świetlicy? Ogłoszenia na plakatach to strata czasu i papieru. "Zdominowany" ich nie czyta, chodzi z pochyloną głową. Studenci wrzucają więc ulotki do skrzynek pocztowych, wsuwają w drzwi mieszkań.
Przychodzi dwanaścioro dzieci. Bawią się, rysują, odrabiają lekcje. Następnego dnia idą do położonego nieopodal Zamku Przedsiębiorczości, oglądają obrazy i rzeźby. Niedługo zaczną się uczyć angielskiego i włoskiego.
- Nowy świat powstanie, tylko gdy odbudujemy wspólnotę. Zaczynamy od dzieci - mówi Ania Cieplak, studentka III roku animacji społeczno-kulturalnej, która prowadzi zajęcia w świetlicy.
Stanisław: - Nie chcemy z nich zrobić artystów. Trochę je wychowujemy, ucząc, żeby np. nie były wobec siebie agresywne, nie używały przekleństw. Ale głównie uczymy myśleć. Ostatnio dzięki wystawie w Kronice dowiedziały się, czym jest gordyjski węzeł konfliktu palestyńsko-izraelskiego.
Joanna: - Jeśli te dzieci dzięki nam nie trafią w przyszłości do więzienia, to będzie dużo. Lepiej robić mało niż nic.
Tłumaczy mi: - Sama jestem z takiego środowiska, niestety. Ale w moim życiu pojawił się ktoś, kto mnie zaczepił, podał ciepłą herbatę i udało mi się. Teraz ja muszę oddać to, co dostałam.
- Tak, nasza praca może jest utopijna, ale - przywołam Zygmunta Baumana - gdybyśmy wyzbyli się tej utopii, tobyśmy siedzieli na drzewie - mówi Ruksza.
Wie, że zarówno sztuka zaangażowana, którą prezentuje w Kronice, jak i Krytyka trafią w końcu na ten sam problem: co zrobić z bezrobociem, biedą, ubogimi dziećmi?
- Chcemy wydać "Przewodnik po biedzie", ale to wszystko teoria. Jak to przerobić na praktykę? - pyta.
Nie chcę ich flancować na lewo
Nie żyje im się dobrze na tym świecie.
Bo bieda piszczy. Bo szkoły kiepskie. Bo nietolerancja i dyskryminacja.
Joanna: - Bo Kościół rządzi, trzeba go odsunąć od państwa.
Stanisław: - Bo u nas dominuje pusta retoryka polityczna. Z jednej strony katolicka, z drugiej - bezbolesne, neoliberalne masowanie. Nie potrafimy rozmawiać o aborcji, o wieszaniu krzyży, o tym, że może lepiej byłoby wybudować szpital niż kolejny pomnik powstańców.
Ania: - Nie potrafimy pracować razem.
Dla Joanny lewica to myślenie o człowieku. Życie w niepokoju, że skoro ja mam pracę, pensję, to dlaczego inni tego nie mają? Dążenie do tego, żeby wyrównywać szanse. Lewica to nie tylko strefa idei. Lewica to Jacek Kuroń. Na stole w mieszkaniu Joanny leży przewertowana na wszystkie strony jego "Autobiografia".
- Krytyka Polityczna daje mi szansę mówienia o tym i nadaje moc mojemu głosowi - mówi Joanna.
Na uczelni szepczą o niej: wariatka, lewaczka, chce zrobić karierę w Warszawie.
Joanna wzrusza ramionami: wariatka, owszem. Lewaczka - też. Ale nie chce wyjeżdżać z Cieszyna.
A Cieszyn biednieje i szarzeje. Niegdyś wielkie zakłady pracy, Olza, Polifarb, Celma, to dziś "skwarki", w których pracuje coraz mniej ludzi. Turystyka kuleje. Filia Uniwersytetu Śląskiego żyje swoim życiem dalekim od miasta. Roman Gutek, który robił tu swój festiwal filmowy Era Nowe Horyzonty, wyniósł się do Wrocławia. Cieszyn tętni jedynie handlem: co krok słychać czeski - Czesi przyjeżdżają do Polski na zakupy.
Asia: - Dlaczego nie próbujemy rozmawiać z Czechami w ich języku? Dlaczego ciągle narzekamy, że niebezpiecznie jeżdżą po mieście, albo że są bezczelni?
Och, zmienić świat - łatwo powiedzieć. Nadzieja w studentach. Joanna sprząta z nimi żydowski cmentarz, urządza debatę o antysemityzmie na podstawie książki Joanny Tokarskiej-Bakir. Wciąga w dyskusje o tym, czym jest wspólne dobro, mówi, że warto angażować się w życie publiczne: - Nie chcę ich flancować na lewo, chcę, żeby się kłócili, rozmawiali.
14 listopada, zimna sobota. Studenci zbierają podpisy pod apelem o wprowadzenie parytetu.
- Najgorzej, jak baby rządzą - rzuca jakiś przechodzień. Nie podpisuje.
Kobieta w średnim wieku wyciąga palec w stronę Asi: - Co pani wyprawia! Ja jestem najlepszym przykładem, że kobiety mogą rządzić. Od lat robię karierę.
- To dlaczego pani nie pomoże innym kobietom awansować? - odpowiada Joanna.
I zaczepia kolejnego przechodnia: - Wie pan, kto jest najlepszym ekonomistą? Kto najlepiej rządziłby państwowymi finansami? Kobieta! Tylko ona potrafi za pięć złotych wyżywić całą rodzinę. Żaden mężczyzna nie dokona takiego cudu.
- No, dajcie tę listę, podpiszę.
Dyrektor żadnej cieszyńskiej szkoły nie wyrzucił jeszcze studentów z Krytyki, gdy przyszli z propozycją wykładów poświęconych feminizmowi i demokracji. Co najwyżej krzywili się: - W mojej szkole uczniowie nie będą zainteresowani takimi pogadankami. Ale zapytajcie nauczyciela WOS-u.
Okazało się, że uczniowie są zainteresowani. Chętnie się spotkają, nawet po lekcjach.
Asia nigdy w takich sytuacjach nie mówi, że Krytyka to lewica. Najpierw, że to ruch. Potem, że intelektualny. Na końcu, że lewicowy. Żeby nie zrażać. Dla ludzi lewica to SLD. A SLD nie lubią.
Na uczelni koledzy pukają się w głowę: o co tej Asi chodzi?
Joanna tłumaczy: - Uciekliśmy w dom, kryjemy się w rodzinach, kompulsywnie zajmujemy się dziećmi. Społeczeństwo nas nie obchodzi. Wychodzenie na zewnątrz, angażowanie się w sprawy publiczne jest dla gejów, lesbijek, wariatek. A ja się angażuję, bo chcę, żeby mój synek żył w lepszej rzeczywistości.
W stronę Czech
Już niedługo na dawnym posterunku zawiśnie tablica z napisem "Krytyka Polityczna" po czesku. Ania Cieplak planuje, żeby do O!Świetlicy ściągnąć dzieci Wietnamczyków, którzy handlują na bazarze w czeskim Cieszynie. Pomogłyby polskie dzieci, które już chodzą na zajęcia. - Chciałabym, żeby nauczyły się wrażliwości - mówi Ania.
Asia patrzy tęsknie w stronę Czechów. Bo u nich wszystko ciut lepiej hula. Kościół nie wtrąca się do państwa, kobiety nie muszą usuwać ciąż w podziemiu, nawet granice rzeki Olzy lepiej zadbane niż te po polskiej stronie. A ile boisk i parków!
Jak zrobić, żeby u nas było podobnie?
- Zostań radną - podsuwam.
- Co ty! Jestem w Krytyce, bo to ruch intelektualny, nie polityczny.
- Ale to samorządowcy i politycy zmieniają nasze codzienne życie.
- Masz rację, ale ja jeszcze nie jestem gotowa. Brzydzę się polityką. Ja jestem artystką od brudnej roboty.
źródło: http://wyborcza.pl/1,76842,7276860,Artysci_od_brudnej_roboty.html?as=3&ias=3&startsz=x
środa, 2 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz