Obama: Jak skromne są moje osiągnięcia
Barack Obama
2009-12-11, ostatnia aktualizacja 2009-12-10 22:27
Nie mam ostatecznych rozwiązań dla problemów, jakie niesie ze sobą wojna. Musimy jednak zacząć od uznania niełatwej prawdy, że za naszego życia nie uda nam się wyeliminować nacechowanych przemocą konfliktów - mówił prezydent USA odbierając pokojowego Nobla
Przyjmuję tę nagrodę z głęboką wdzięcznością i w wielkiej pokorze. Nie mogę pominąć kontrowersji, jakie wzbudziła państwa decyzja. Po części stało się tak dlatego, że jestem u początku, nie zaś u końca mojej pracy na arenie światowej.
Porównanie do wielkich postaci historycznych, które otrzymały to wyróżnienie - Schweitzera, Kinga, Marshalla i Mandeli - pokazuje, jak skromne są moje osiągnięcia. Co więcej, żyją dziś na świecie ludzie bici i więzieni za walkę o sprawiedliwość, wielu działa w organizacjach humanitarnych niosących pomoc cierpiącym, są wreszcie miliony anonimowych osób, których cicha odwaga i poświęcenie imponują najzagorzalszym nawet cynikom. Nie sposób sprzeciwiać mi się opinii, że ludzie ci - czasem znani ogółowi, czasem nieznani nikomu poza tymi, którym pomagają - o wiele bardziej zasługują na tę nagrodę niż ja.
Być może jednak najważniejszą okolicznością towarzyszącą przyznaniu mi tego wyróżnienia jest to, że jestem naczelnym wodzem kraju toczącego dwie wojny. Jedna z tych wojen już cichnie, drugiej zaś Ameryka wcale nie pragnęła, ale wraz z 43. innymi państwami prowadzimy ją po to, by bronić siebie i inne kraje przed dalszymi atakami.
Prowadzimy zatem wojnę, a ja jestem odpowiedzialny za wysyłanie tysięcy młodych Amerykanów na walkę toczoną w odległym kraju. Niektórzy z nich będą zabijać. Niektórzy z nich zginą.
Wojna rzadko jest sprawiedliwa
Przemawiam tu z pełną świadomością kosztów, jakie niesie ze sobą konflikt zbrojny. Dręczą mnie przy tym trudne pytania na temat związków pomiędzy wojną a pokojem.
Nie są to pytania nowe. Wojna, w takiej czy innej postaci, pojawiła się wraz z zaistnieniem człowieka. W trakcie swej historii ludzkość wypracowała koncepcję "wojny sprawiedliwej", spełniającej kilka warunków. Jest to działanie podejmowane w ostateczności lub w samoobronie, zastosowane środki są proporcjonalne do okoliczności, a przemoc nie dotyka ludności cywilnej, jeśli to tylko możliwe.
Warunki te rzadko bywały spełniane. Wojny pomiędzy armiami utorowały drogę wojnom pomiędzy narodami - wojnom totalnym, w których zatarło się rozgraniczenie na armię i ludność cywilną. Choć trudno wyobrazić sobie rzecz bardziej sprawiedliwą niż pokonanie III Rzeszy i państw Osi, II wojna światowa okazała się konfliktem, który pochłonął dwukrotnie większą liczbę cywilów niż żołnierzy.
Nie mam ostatecznych rozwiązań dla problemów, jakie niesie ze sobą wojna. Musimy jednak zacząć od uznania niełatwej prawdy, że za naszego życia nie uda nam się wyeliminować nacechowanych przemocą konfliktów.
Mówię to, mając w pamięci słowa wypowiedziane przed wieloma laty przez Martina Luthera Kinga podczas tej samej ceremonii: "Przemoc nigdy nie przynosi trwałego pokoju; nie rozwiązuje też żadnych problemów społecznych, jedynie wywołuje nowe i bardziej złożone". Jako osoba, która może tu dziś stać dzięki działaniom doktora Kinga, stanowię żywe świadectwo moralnej siły tkwiącej w powstrzymywaniu się od stosowania przemocy. Wiem, że nie ma nic słabego, nic biernego i nic naiwnego w przekonaniach i postawach Gandhiego i Kinga.
Jako głowa państwa nie mogę się kierować wyłącznie ich przykładem i pozostawać bezczynnym w obliczu zagrożeń czyhających na Amerykanów. Nie ma wątpliwości, że zło na świecie istnieje. Ruch, któremu przyświecałyby ideały niestosowania przemocy, nie byłby w stanie powstrzymać Hitlera. Negocjacje nie skłonią przywódców Al-Kaidy do złożenia broni.
Odnoszę się do tych kwestii, ponieważ obywatele wielu krajów żywią dziś mieszane uczucia co do działań militarnych, i to niezależnie od sprawy, w jakiej są one podejmowane. Czasami towarzyszy temu podejrzliwość wobec Ameryki, jedynego dziś mocarstwa światowego. Obojętnie jakie błędy żeśmy popełnili, jedno jest jasne: dzięki przelewanej przez naszych obywateli krwi i sile naszych wojsk USA pomogły utrzymywać bezpieczeństwo globalne przez ponad sześć dekad. Dzięki poświęceniu i ofiarności naszych mężczyzn i kobiet w mundurach pokój i pomyślność mogły szerzyć się od Niemiec po Koreę, a demokracja zapanowała w miejscach takich jak Bałkany.
Ponosiliśmy ten ciężar nie dlatego, że chcieliśmy narzucić innym naszą wolę. Czyniliśmy to w imię oświeconego interesu własnego. Pragnęliśmy zapewnić naszym dzieciom i wnukom lepszą przyszłość, wierząc, że ich los będzie lepszy, jeśli dzieci ludzi mieszkających w innych państwach też będą mogły żyć w pokoju i dobrobycie.
Nie zrezygnujemy z naszych wysiłków na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa globalnego. Jednak w świecie, w którym zagrożenia są coraz powszechniejsze, a zadania coraz bardziej złożone, Ameryka nie może działać sama. Prawda ta odnosi się do Afganistanu czy upadłych państw jak Somalia, gdzie do terroryzmu i piractwa dołączają ponadto głód i cierpienie ludności. Co smutniejsze, w nadchodzących latach dalej będzie to prawdą w niestabilnych regionach świata.
Przywódcy i żołnierze z państw NATO, jak również inni nasi przyjaciele i sojusznicy, dają świadectwo tej prawdzie swoim zaangażowaniem i odwagą okazywanymi w Afganistanie. Pokój wymaga odpowiedzialności. Pokój pociąga za sobą ofiarę. Z tej racji istnienie NATO jest nadal niezbędne. Dlatego też powinniśmy wzmocnić ONZ-owskie i regionalne siły pokojowe, nie zrzucając wykonania tego zadania na kilka tylko państw.
Jeśli zastosowanie siły jest nieuniknione, mamy moralny i strategiczny interes w przestrzeganiu przez nas samych określonych zasad postępowania. Nawet jeśli przychodzi nam zmierzyć się z przeciwnikiem lekceważącym wszelkie reguły, to wierzę, że USA stanowić będą przykład, jak prowadzić działania wojenne. To bowiem odróżnia nas od tych, z którymi walczymy. Z tego powodu zakazałem stosowania tortur i poleciłem zamknąć więzienie w Guantanamo. Dlatego też potwierdziłem spoczywające na Ameryce zobowiązanie do przestrzegania konwencji genewskich.
Dlaczego musimy walczyć
Mówiłem o pytaniach, które musimy mieć w pamięci i które ciążą nam na sercu, gdy decydujemy się prowadzić wojnę. Chciałbym teraz skoncentrować się na wysiłkach podejmowanych w celu unikania w przyszłości tego rodzaju tragicznych wyborów i odnieść się do trzech środków, dzięki którym możemy zaprowadzić sprawiedliwy i trwały pokój.
Po pierwsze, uważam, że w kontaktach z państwami łamiącymi zasady i prawa musimy wypracować alternatywne do przemocy sposoby zmuszania ich do zmiany swego postępowania. Jeśli bowiem pragniemy trwałego pokoju, to słowa wypowiadane przez społeczność międzynarodową powinny mieć swoją wagę. Rządy łamiące zasady powinny zostać pociągnięte do odpowiedzialności. Sankcje muszą pociągać za sobą konkretne koszty. Nieustępliwość musi wywoływać coraz większą presję, a tę można skutecznie wywierać tylko wtedy, gdy świat się zjednoczy.
Jednym z takich pilnych problemów jest zapobieżenie rozprzestrzenianiu się broni atomowej i próba zbudowania świata wolnego od zagrożenia nuklearnego. W połowie ubiegłego wieku państwa zgodziły się zawrzeć jasno brzmiący traktat: wszyscy mają prawo dostępu do pokojowego wykorzystania energii atomowej, kraje nieposiadające broni nuklearnej nie będą dążyły do jej skonstruowania, a mocarstwa atomowe rozpoczną prace nad rozbrojeniem.
Jestem zdeklarowanym zwolennikiem utrzymania tej umowy w mocy. To priorytet mojej polityki zagranicznej. Pracuję z prezydentem Miedwiediewem nad ograniczeniem arsenału nuklearnego Ameryki i Rosji.
Zarazem jednak spoczywa na nas wszystkich obowiązek dołożenia wszelkich starań, by takie kraje, jak Iran i Korea Północna, nie podważały tego porządku. Ci, którzy pragną pokoju, nie mogą stać bezczynnie, gdy inni zbroją się na wojnę atomową. Ta sama zasada powinna odnosić się do wszystkich, którzy naruszają prawo międzynarodowe, brutalnie traktując swych obywateli.
Jeśli ma miejsce ludobójstwo w Darfurze, gwałty w Kongu czy represje w Birmie to muszą być tego konsekwencje. Im bardziej będziemy trzymać się razem, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo, że będziemy kiedyś wybierać między interwencją zbrojną a bezczynnym przyglądaniem się opresji.
Jak ważne są prawa człowieka
W tym miejscu przechodzę do drugiej kwestii - natury tak upragnionego przez nas pokoju. Pokój to nie tylko brak widocznego konfliktu. Jedynie sprawiedliwy pokój zbudowany na wrodzonej każdemu człowiekowi godności i przysługujących każdemu prawach może być rzeczywiście trwały. Ta idea przyświecała po II wojnie światowej twórcom Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.
Słowa te zbyt często były ignorowane. W niektórych krajach nieposzanowanie praw człowieka tłumaczy się niesłusznym przekonaniem, że są to wartości zachodnie, obce kulturze miejscowej bądź też niewłaściwe na aktualnym stopniu rozwoju danego narodu. W samej Ameryce przez długi czas panowało napięcie pomiędzy tymi, którzy określali siebie mianem realistów, a tymi, którzy nazywali się idealistami. Pierwsi uważali, że powinniśmy realizować nasze interesy, drudzy, że powinniśmy narzucać innym wyznawane przez siebie wartości.
Odrzucam ten wybór. Uważam, że tam, gdzie obywatelom odmawia się prawa do swobody wypowiedzi czy wyznania, wyboru swoich przywódców lub gromadzenia się bez strachu, pokój ma charakter nietrwały. Stłumiony gniew narasta, a tłamszenie tożsamości etnicznej lub religijnej może prowadzić do aktów przemocy. Wiemy też, że odwrotność tego również jest prawdą. Dopiero po tym, jak Europa stała się wolna, mógł w niej zapanować pokój.
Nawet jeśli szanować będziemy odmienność kultur i tradycji innych krajów, Ameryka zawsze będzie opowiadać się za aspiracjami uniwersalnymi. Będziemy składać świadectwo cichej godności reformatorów, jak Aung Sang Suu Kyi, odwadze obywateli Zimbabwe głosujących mimo groźby pobicia, czy tysiącom tych, którzy w milczeniu maszerują ulicami irańskich miast.
Chciałbym też podkreślić, że promowanie praw człowieka nie może ograniczać się do samego tylko nawoływania do ich respektowania. Czasami musi być uzupełnione żmudną dyplomacją. Wiem, że z zadawaniem się z reżimami nie idzie w parze dające dużo satysfakcji czyste oburzenie. Wiem też jednak, że sankcje bez rozmów z reżimami, że potępienie ich bez dyskusji nie przyniosą zmian. Żaden z represyjnych reżimów nie może wkroczyć na nową drogę, o ile nie uchyli mu się przedtem drzwi.
Zważywszy na okrucieństwa rewolucji kulturalnej, spotkanie Nixona z Mao wydawało się niewybaczalne. Niemniej z pewnością pomogło ono Chinom wydobyć miliony swych obywateli z nędzy i nawiązać kontakt ze społeczeństwami otwartymi. Zaangażowanie Jana Pawła II w sprawy polskie pozwoliło znaleźć nieco miejsca nie tylko dla Kościoła katolickiego, lecz także dla wolnych związków pod przewodem Lecha Wałęsy.
Koncepcja sprawiedliwego pokoju obejmuje sobą nie tylko prawa polityczne i obywatelskie - powinna ona także dotyczyć zagwarantowania bezpieczeństwa gospodarczego i otworzenia możliwości ekonomicznych. Z tego powodu pomoc rolnikom w wyżywieniu ich rodaków - czy społeczeństwu w edukacji dzieci i zapewnieniu opieki chorym - nie jest li tylko aktem miłosierdzia. Dlatego też świat musi się zjednoczyć w działaniach zapobiegających zmianom klimatycznym. Toczy się właśnie debata na temat tego, czy jeśli dziś nic nie zrobimy, to czeka nas coraz powszechniejsza susza, głód i masowe migracje, które na dziesięciolecia staną się zarzewiem konfliktów.
W miarę jak świat się kurczy, coraz łatwiej będzie nam zobaczyć, jak bardzo wszyscy jesteśmy do siebie podobni, że właściwie wszyscy pragniemy tego samego - przeżyć swoje życie w poczuciu szczęścia i spełnienia. Jednak z uwagi na galopujące tempo globalizacji nie powinien dziwić odczuwany przez niektórych lęk przed utratą tego, co najbardziej cenią w swojej tożsamości rasowej, etnicznej czy przede wszystkim religijnej. Strach ten doprowadził do wybuchu konfliktów. Za przykład mogą posłużyć kraje rozdzieranie wzdłuż linii podziałów etnicznych czy też Bliski Wschód, gdzie konflikt pomiędzy Arabami a Żydami wydaje się nasilać.
Czym jest święta wojna
Najgroźniejszym tego przejawem jest jednak wykorzystywanie religii do usprawiedliwiania mordowania niewinnych ludzi. Dopuszczają się tego ci, którzy wypaczają i kalają wielką religie islamu. To oni zaatakowali mój kraj z Afganistanu. Ekstremiści ci nie są bynajmniej pierwszymi, którzy mordują w imię Boże - liczne przykłady tego rodzaju zachowań dostarczyli nam uczestnicy wypraw krzyżowych. Żadna święta wojna nie może nigdy być wojną sprawiedliwą. Tak wypaczone podejście do religii jest niezgodne nie tylko z koncepcją pokoju, ale także z istotą wiary, gdyż fundamentem każdej wielkiej religii jest wezwanie, byśmy czynili innym to, co chcielibyśmy, aby oni czynili nam.
Dążmy zatem do świata takiego, jakim powinien on być - szukajmy bożej iskry, która tli się w duszy każdego z nas. Gdzieś na świecie - tu i teraz - jakiś żołnierz stoi w obliczu przeważających sił, ale wciąż dzielnie trwa w obronie pokoju. Gdzieś dzisiaj matka żyjąca w nędzy wciąż poświęca swój czas na naukę swego dziecka, bo wierzy, że w tym okrutnym świecie mogą spełnić się jego marzenia.
Kierujmy się ich przykładem. Możemy przyznać, że ludzie wciąż cierpieć będą ucisk, a zarazem niezmiennie dążyć do sprawiedliwości. Możemy uznać, że upokorzenia są trwałym elementem świata, a mimo to dalej walczyć o godność. Możemy zrozumieć, że nadal będą toczone wojny, a jednak nieustępliwie zabiegać o pokój. Możemy to zrobić, bo tego uczy nas historia postępu ludzkości. Taką nadzieję żywi cały świat i w obliczu dzisiejszych wyzwań to właśnie powinno być naszą pracą tu, na Ziemi.
Tytuł, śródtytuły i skróty od redakcji. Tłum. Maciej Kositorny
źródło: http://wyborcza.pl/1,76842,7354032,Obama__Jak_skromne_sa_moje_osiagniecia.html?as=2&ias=2&startsz=x
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz