Kto to jest ten Balcerowicz?
Aleksandra Klich
2009-12-16, ostatnia aktualizacja 2009-12-13 19:41
Reformy, które 20 lat temu zmieniły Polskę. Odcinek 1. Ludzie pytają, kiedy wreszcie będzie ten rząd. Mazowiecki nie może znaleźć kandydata na wicepremiera. Profesorowie Trzeciakowski, Józefiak odmawiają. To może Kuroń? Ktoś przytomnie zauważa: ależ on nie zna się na ekonomii! No to kto?! Gospodarka w ruinie, to ostatnia chwila na reformy
Nie twórzmy na siłę miejsc pracy w Polsce B, zlikwidujmy przywileje emerytalne, przyspieszmyprywatyzację - apeluje Balcerowicz. Co sądzisz o tym planie? listydogazety@gazeta.pl
Dziś o 11.00 w Sali Kolumnowej Sejmu odbędzie się też uroczystość z okazji XX rocznicy rozpoczęcia transformacji gospodarczej w Polsce z udziałem prof. Leszka Balcerowicza. Transmisja na żywo w serwisie www.wyborcza.biz
Siódma rano, 31 sierpnia 1989 r. Leszek Balcerowicz wrócił z działki, rodzina pakuje już walizki, za pięć dni lecą do Anglii. Politechnika w North Stafford-shire czeka na nowego wykładowcę ekonomii z Polski.
Dzwoni telefon. Waldemar Kuczyński, przyjaciel i doradca Tadeusza Mazowieckiego, nowego premiera, prosi Balcerowicza pilnie do swojego mieszkania przy Czerniakowskiej w Warszawie.
Wypala: - Leszek, masz ofertę bycia ministrem finansów i wicepremierem rządu.
Balcerowicza zatyka: - Nie wchodzi w grę.
Ma rzucić pracę naukową? Zrezygnować ze stypendium, zawieść Anglików? A żona? Ewa tak się cieszy na wyjazd!
Komunistyczny nierząd
Pół roku wcześniej, gdy w Warszawie zaczynają się obrady Okrągłego Stołu, Balcerowicz - ekonomista, adiunkt Szkoły Głównej Planowania i Statystyki po stażach w Sussex i Marburgu - kończy habilitację "Systemy gospodarcze. Elementy analizy porównawczej".
Koledzy mówią o nim: mózgowiec, potwornie uparty. Ambitny, żadnych kompleksów chłopaka z prowincjonalnego Torunia, z którego pochodzi.
Z drugą żoną Ewą i dwójką małych dzieci mieszka na 53 m kw. na ósmym piętrze bloku na Bródnie. Tak jak inni rano staje w długiej kolejce po mleko w sklepie Społem. Bez gwarancji, że gdy dojdzie do lady, towar jeszcze będzie.
Kolejki są w całej Polsce. Po kurczaki, jajka, cukier. W domu towarowym w Rzepińsku wisi kartka: "Z powodu małej ilości towaru, a dużej ilości klientów zabrania się przynoszenia do sklepu i rozkładania taboretów i stołków turystycznych".
Mięso tylko na kartki, ale i tak nie da się go kupić. Na benzynę kartek już nie ma, sznur aut przed CPN-em liczy kilometr, dwa.
Komuniści nie panują już nad niczym. Kraj jest zrujnowany i potwornie zadłużony - na ponad 40 mld dol. To dwie trzecie rocznego dochodu narodowego (licząc po kursie oficjalnym, bo czarnorynkowy był kilkakrotnie wyższy).
To m.in. podwyżki cen w 1988 r. wywołały strajki. Hutę im. Lenina spacyfikowali zomowcy. Ale co dalej? Władza dochodzi do wniosku, że musi rozmawiać z opozycją, przerzucić na "Solidarność" część odpowiedzialności.
Zachodni dostatek w socjalizmie?
Poglądy gospodarcze dzielą działaczy "S": jedni są za wolnym rynkiem, jak liberałowie z Gdańska i Krakowa, inni wierzą w opiekuńcze państwo socjalne, jak Ryszard Bugaj.
Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki - "mózgi opozycji" - przez wiele lat łudzili się, że socjalizm można poprawić. Wystarczy oddać władzę nad zakładami samorządom pracowniczym. Nawet opublikowali te tezy w 1985 r. Publicysta Piotr Wierzbicki dziwił się: - To anachroniczny program. Nie da się żyć jednocześnie w zachodnim dostatku i w socjalizmie.
Ekonomista Witold Trzeciakowski tłumaczy Geremkowi: - Jesteśmy zacofani. Mamy niską wydajność, fatalną organizację pracy, przestarzałą infrastrukturę. Nie ma nawet sprawnej sieci telefonów! Trzeba zrobić szybką reformę, uwolnić rynek i prywatyzować gospodarkę.
- Trzeciakowski przekonywał mnie dwa lata. Przekonał - zwierzy się na początku lat 90. Geremek.
Leszek Balcerowicz, o pokolenie młodszy od prof. Trzeciakowskiego, też uważa, że socjalizmu nie da się naprawić.
Miał zaledwie 31 lat, gdy w 1978 r. skrzyknął kilku kolegów ekonomistów i - z ciekawości, traktując to jako hobby - stworzyli projekt przebudowy socjalistycznej gospodarki. Po latach powie: - Nikt z nas nie przypuszczał, że kiedyś się przyda.
Pomysł był taki: odebrać zakłady państwu, oddać samorządom pracowniczym i wprowadzić zasady wolnego rynku. Zakłady kierowałyby się rachunkiem ekonomicznym i ponosiłyby odpowiedzialność złych decyzji.
Zarabiaj na akcjach i CFD
Ponad 11500 akcji z 22 głównych światowych giełd. Wypróbuj wersję demo
pl.saxobank.com
Pioneer Pekao TFI
Poznaj bogatą ofertę funduszy inwestycyjnych Pioneer Pekao TFI!
www.pioneer.com.pl
Inwestowanie Bez Prowizji
Inwestuj w Akcje przez Fundusz. Bez Pośredników i Bez Kosztów!
www.UniFundusze.pl
Gazeta Biznes
- To był najlepszy i najbardziej radykalny projekt ze wszystkich, które widziałem - wspomina Waldemar Kuczyński. On sam, również ekonomista, już w 1981 r. w pierwszym numerze "Tygodnika Solidarność" redagowanym przez Tadeusza Mazowieckiego pisał, że Polska nie wyjdzie z kryzysu, jeśli związek będzie przeciwny reformom.
Balcerowicz do "S" nie należy, ale wiosną 1981 r. zostaje jej konsultantem. Gdy 13 grudnia generałowie wprowadzają stan wojenny, pryskają marzenia o naprawianiu gospodarki.
Z konferencji w Brukseli Balcerowicz przedostaje się do Polski przez Holandię. Taksówkarz na Dworcu Gdańskim patrzy na niego jak na wariata: - Komuniści zabijają górników. Pan oszalał, by teraz wracać do Polski!
W domu czeka żona i 1,5-roczny syn. - Nie mogłem nie wrócić - mówi.
17 grudnia oddaje legitymację partyjną.
Krowa o trzech rogach
Gdy w lutym 1989 r. działacze "Solidarności" siadają do Okrągłego Stołu z komunistami, walczą o legalizację związku, wolne wybory, dopuszczenie opozycji do mediów.
- Gospodarka? Nią mieli się zająć komuniści. My co najwyżej mieliśmy im patrzeć na ręce - wspomina Adam Michnik.
Po latach Jacek Kuroń skomentuje gorzko: - Wyeksploatowali gospodarkę do granic wytrzymałości, a jak się waliło, to zdecydowali się podzielić władzą.
Przy Okrągłym Stole ustalono, że gdy ceny będą rosły, pracodawcy będą musieli znacząco podnosić pensje. Czyli: indeksować.
Balcerowicz patrzy na negocjacje z boku, zimnym okiem naukowca. Indeksacja płac? Fatalny pomysł. Zamiast uśmierzyć ból wywołany inflacją, napędzi ją i doprowadzi do katastrofy.
Podobnie myśli Kuczyński, który obserwuje Okrągły Stół jeszcze z paryskiej emigracji (wróci do Polski w lipcu): - Kompletnie nierealistyczne ustalenia. Dziwactwo jak krowa o trzech rogach. Nie da się reformować zrujnowanej gospodarki, obiecując jednocześnie poprawę warunków życia.
Balcerowicz obłożony angielskimi książkami przygotowuje się do wykładów z ekonomii na Politechnice North Staffordshire. Spędza przy biurku dnie i noce.
Nie może przestać myśleć o tym, co dzieje się za oknem. Nowe czasy, może nowy ustrój. Najchętniej zostałby w kraju, ale nie może - miał być w Ang-lii już w zeszłym roku, przełożył wyjazd z powodu habilitacji.
Polacy bez skarpetek
1 marca rząd Mieczysława Rakowskiego - ostatnia komunistyczna ekipa, która próbowała naprawić gospodarkę w ramach socjalizmu - zezwala na handel walutami. W kolejkach do kantorów ludzie dowcipkują: "Czym różni się Polska od USA? Niczym. U nich jest 49 stanów, u nas 49 województw. Za złotówkę nie kupisz nic ani w USA, ani w Polsce. Za dolara - wszystko - i u nich, i u nas".
Od 1 sierpnia każdy, kto produkuje żywność, może żądać takiej ceny, jakiej zechce. Rakowski nie miał wyjścia, jego rząd nie był w stanie zapewnić ludziom produktów na kartki. W miesiąc ceny skaczą o 50 proc. Na rysunku Andrzeja Mleczki z lat 80. Wernyhora krzyczy: "Widzę, widzę... jaja po 150 zł za sztukę". W połowie 1989 r. jaja kosztują 280 zł. Cukier zdrożał ze 165 zł do 2850 zł!
W sklepach pusto. Rolnicy nie oddają tuczników, spodziewają się następnych podwyżek. Do punktów skupu zachodzą tylko po to, by sprawdzić aktualną cenę, potem jadą na targ.
Na warszawskim bazarze Różyckiego pod tablicą z napisem: "Zakaz handlu mięsem, drobiem, nabiałem, czosnkiem, grzybami, nasionami", kobiety z Mazowsza wyłuskują z kobiałek jajka po 500-600 zł sztuka. Kilogram cielęciny w aucie przed Pałacem Kultury kosztuje 10 tys. zł.
Chodzimy w rozczłapanych butach, a szewcy odsyłają klientów z kwitkiem, bo nigdzie nie mogą kupić gumy i kleju. Coraz częściej bez skarpetek - w sklepach bywają rzadko, a jeśli już - to wyłącznie elastyczne.
Choć towary drożeją, popyt nie spada - ludzi stać, by wszystko wykupić. Gdy rosną ceny, rosną też pensje. W trzech pierwszych kwartałach 1989 r. koszty utrzymania rosną ponaddwukrotnie, a płace prawie trzykrotnie!
Po Polsce krąży żart, że rząd Rakowskiego chciał gospodarkę przestawić z głowy na nogi, ale zdążył ją tylko położyć.
Dlaczego Gdula jest taki wesoły
4 czerwca ludzie "Solidarności" wygrywają częściowo wolne wybory. I wkrótce będą mieli kłopot: brać władzę czy nie.
Jeśli nie wezmą, to ludzie się wściekną. Nie po to głosowali na drużynę Wałęsy, żeby ci teraz uciekali przed odpowiedzialnością. Jeśli wezmą, to nadzieją się na pułapki zastawione przez komunistów.
"Wasz prezydent, nasz premier" - proponuje w "Gazecie" Adam Michnik.
Mazowiecki jest sceptyczny: - I co? Mamy tak po prostu wejść i rządzić. To niemożliwe - tak jego słowa zapamiętają znajomi.
Gdy jednak Czesław Kiszczak, były szef MSW, nie zdoła skompletować rządu, Wałęsa namawia Mazowieckiego, by został premierem. Ten się zgadza, ale zastrzega: - Panie Lechu, ale ja będę premierem rzeczywistym, nie malowanym.
24 sierpnia, gdy Mazowiecki zostaje formalnie desygnowany na szefa rządu, po sejmowym korytarzu przechadza się roześmiany Andrzej Gdula z PZPR. Widzi Jacka Kuronia, do niedawna opozycjonistę, teraz typowanego na ministra. Zagaduje: - Dziennikarze francuscy pytali mnie, dlaczego jestem taki wesoły, skoro właśnie oddaliśmy władzę. To ja im mówię: "Dlatego, że wiem, w jakim stanie im ten cały interes zostawiamy".
Kto odda biliony na stos?
Stefan Kisielewski, publicysta, kompozytor, z przekonań liberał, nie wierzy, że Mazowiecki poradzi sobie z gospodarką: "Jest zbyt łagodny, za bardzo przywiązany do modelu państwa opiekuńczego. Tu trzeba antysocjalistycznego dyktatora. Politycy parlamentarni są zbyt uzależnieni od opinii publicznej, a ta jest zsowietyzowana, odzwyczajona od jakiejkolwiek oddolnej inicjatywy gospodarczej. Ze społeczeństwa najemników zrobić społeczeństwo producentów można tylko odgórnie".
Co rujnuje polską gospodarkę? Inflacja. W sklepach jej znakiem są szaleńczo rosnące ceny. Dla ekonomistów to objaw groźnej choroby: silnego zachwiania równowagi między ilością pieniędzy na rynku a wielkością produkcji. Pieniędzy ciągle przybywa, a produkcja spowalnia, wydajność i organizacja pracy są kiepskie, brakuje surowców.
Państwo rozdaje pieniądze na prawo i lewo, choć w budżecie coraz większa dziura. Najprościej ją zatkać kredytem z Narodowego Banku Polskiego. Drukarnia wypluwa banknoty, na rynek wylewa się coraz więcej pieniędzy, a w kasie państwa brakuje dewiz. Polska bankrutuje.
Kuczyński mówi Mazowieckiemu: - Trzeba wyciągnąć ludziom z portfeli kilka bilionów złotych, zrobić stos przed Pałacem Kultury i podpalić. Tylko w taki sposób zlikwidujesz inflację.
Mazowiecki: - A przyzwolenie społeczne?
Kuczyński: - Ludzie wiedzą, że nie ma innego wyjścia.
- Mamy za dużo pieniędzy. Natychmiast trzeba obciąć dochody, a potem podkręcić produkcję - tłumaczy Danucie Zagrodzkiej, dziennikarce "Gazety". Przerażona Zagrodzka: - To my, społeczeństwo, ma oddać te biliony?
Cudotwórca z Boliwii
Gdy w drugiej połowie sierpnia Leszek Balcerowicz siedzi na działce daleko od Warszawy i pisze konspekty do wykładów w Anglii, do Polski przyjeżdża Jeffrey Sachs.
Obracaj akcjami z Saxo Bank!
Wypróbuj naszą platformę za darmo. Saxo Bank - więcej niż broker.
pl.saxobank.com
Pewność i bezpieczeństwo.
Telefon satelitarny daje możliwość pełnej komunikacji na całym świecie
www.ts2.pl/
Nie kupuj samochodu!
Specjalna oferta leasingowa w EFL na samochody osobowe i dostawcze.
WiecejPrzestrzeni.pl
Gazeta Biznes
Ściąga go Bronisław Geremek dzięki pomocy George'a Sorosa - finansisty i filantropa, życzliwego krajom, które chcą podźwignąć się z gospodarczej ruiny.
Absolwent Harvardu. Zaledwie 35--letni, ale już gwiazda. Z telewizyjnego ekranu spogląda na Polaków radosny brunet w dobrze skrojonym garniturze. Wysłannik z innego świata. Po sejmowych korytarzach niesie się wieść, że to geniusz. W Boliwii sprawił, że inflacja spadła z 40 do kilku procent. Nam też pomoże?
- Największą gałęzią waszego przemysłu jest stanie w kolejkach - mówi Sachs senatorom z komisji gospodarki.
Radzi szok: szybkie urealnienie cen, likwidację ulg, stabilizację kursu walut, otwarcie rynku dla inwestorów, również z zagranicy. - Jak zrobicie wrażenie na krajach Zachodu, dostaniecie pieniądze z instytucji międzynarodowych.
Parlamentarzyści OKP są zachwyceni, wśród nich Kuroń. Karol Modzelewski wspomni po latach, że "Jacka uwiódł spójny wykład Sachsa": "Mówił, że najpierw trzeba zbudować kapitalizm, a potem socjaldemokrację. I on, Kuroń, najpierw musi wybudować kapitalizm, żeby mogła powstać socjaldemokracja i aktywne, obywatelskie społeczeństwo, takie jak na Zachodzie".
Sachs zostaje doradcą zespołu ratowania gospodarki - grupy ekonomistów skupionej wokół Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, przewodził jej prof. Janusz Beksiak.
W gabinecie premiera Mazowieckiego Sachs jak karabin maszynowy wyrzuca z siebie pomysły. Mazowiecki milczy. - To była zła rozmowa - wspom-ni Kuczyński.
Mazowiecki chce być niezależny, nawet od przyjaciół z OKP. Szuka włas-nego Ludwiga Erharda, kogoś, kto w polskich warunkach powtórzyłby sukces reformatora niemieckiej gospodarki po II wojnie światowej, uważanego za twórcę "dobrobytu dla wszystkich". Rzutkiego człowieka, sapera, który rozbroi miny zastawione przez komunistów.
Jacek? Przecież nie zna ekonomii
Nikt się jednak nie pali. Odmawiają profesorowie ekonomii związani z opozycją: Trzeciakowski, potem Cezary Józefiak. Mogą doradzać, owszem, ale ministerstwo - nie, dziękujemy.
No to może Jacek Kuroń? Ma autorytet, dobierze sobie współpracowników i pójdzie jak czołg: - Nie! Przecież Jacek nie zna się na ekonomii - zauważa ktoś przytomnie.
Ciśnienie rośnie, ludzie pytają, kiedy wreszcie będzie ten rząd. Mazowiecki mówi do Kuczyńskiego: - Jak nikogo nie znajdziemy, to ty będziesz musiał to wziąć.
Kuczyński przerażony: - Ja się absolutnie nie nadaję. Nie dam rady.
Wie, co czeka ministra finansów: piekło podobne do tego, przez które przeszli ekonomiści próbujący naprawić gospodarki krajów Ameryki Południowej. Takich jak polskie - pogrążone w kryzysie, z hiperinflacją. Wszystkie programy wywracały się, bo rządy się cofały przed protestami umęczonych reformami ludzi.
W mieszkaniu w bloku przy Czerniakowskiej Kuczyński myśli, co zrobić, żeby nie zostać ministrem finansów. I nagle olśnienie. Przypomina sobie szczupłego bruneta w okularach. Balcerowicz. Leszek Balcerowicz.
Dzwoni do Mazowieckiego: - Uważam, Tadeusz, że niezły byłby Balcerowicz.
- A kto to jest ten Balcerowicz?
- Zdolny ekonomista. Bardzo dobry, sprawdzi się - przekonuje Kuczyński. W myślach dodaje: - Najważniejsze, że jest uparty i twardy. Przejdzie każde piekło.
Mazowiecki bez specjalnej wiary rzuca: - Porozmawiaj z nim, ale nie mów, o co chodzi.
Idziemy na całość
Kuczyński nie dotrzymuje obietnicy danej Mazowieckiemu. Mówi wprost: - Leszek, masz ofertę bycia ministrem finansów i wicepremierem rządu.
Transakcje Online w Saxo Bank
Transakcje po kursach w czasie rzeczywistym - bez pośrednictwa!
pl.saxobank.com
Masz Audi A4?
Teraz dla właścicieli AUDI A4 dajemy 10% zniżki na OC
www.AllianzDirect.pl
Telefony satelitarne Thuraya
Możliwość pełnej komunikacji w ponad 110 krajach
www.ts2.pl/
Gazeta Biznes
Balcerowicz: - Nie wchodzi w grę. Ty zostań, ja ci będę doradzał.
Kuczyński uwodzi: - Chcemy zrobić to, co sam zaplanowałeś już kiedyś, w 78 r. Tylko najpierw musimy stłumić inflację, a potem przejść do reform, które zmienią ustrój. Idziemy na całość, żadnych trzecich dróg.
Balcerowicz jest oszołomiony: - Daj mi czas do jutra.
Żona Ewa nawet nie chce słyszeć, by Leszek poszedł w politykę: - Narazisz się na gniew ludzi. A co z wyjściami do teatru, na spacery z dziećmi?
Ale Marek Jakubisiak, kuzyn, kusi: - Za kilka lat powiesz sobie: mogłem to zrobić, ale wolałem wyjechać do Anglii na wykłady, bo tam dobrze płacili i rodzina miała świetne warunki.
Balcerowicz zgadza się porozmawiać z Mazowieckim. Opowiada, jak można rozruszać gospodarkę, ale upiera się, że ministrem zostać nie może - bo wyjeżdża, bo praca naukowa, bo był przecież w PZPR, bo ma kłopoty ze snem.
Kuczyński: - Widziałem, że Tadeusz był pod wrażeniem Leszka. Po spot-kaniu rozmawialiśmy przez telefon. Powiedział mi: "Zrób wszystko, żebyśmy go mieli".
Tego samego dnia wieczorem Balcerowicz się zgadza.
Po latach powie, że sam nie wie dlaczego. Trochę dlatego, że mógł w praktyce sprawdzić swoje teorie, trochę dlatego, że Mazowiecki sprawiał wrażenie rozczarowanego, że polski ekonomista unika odpowiedzialności za gospodarkę kraju. Doda jednak: - Rozsądny człowiek raczej by nie zaakceptował takiego urzędu w tak nietypowych czasach.
13 września Ewa Balcerowicz podwozi męża "maluchem" pod Ministerstwo Finansów. Teresie Torańskiej opowie: - Postałam, popatrzyłam, jak wszedł, i odjechałam. Nigdy już nie wrócił do nas. Do domu.
- Nie powiem mu tego, ale wolałabym, żeby nie brał tej funkcji - przyzna w 1992 r. f
Współpraca Józef Krzyk
Podczas przygotowywania tekstu korzystałam m.in. z książek:
"Leszek Balcerowicz, 800 dni. Szok kontrolowany" (współpraca: Jerzy Koźmiński, zapisał: Jerzy Baczyński), Warszawa 1992; Witold Gadomski "Leszek Balcerowicz", Warszawa 2006; Waldemar Kuczyński, "Zwierzenia zausznika", Warszawa 1992;
"Rok 1989. Geremek odpowiada, Żakowski pyta", Warszawa 2008 oraz z artykułów publikowanych w "Dzienniku Zachodnim",
"Gazecie Wyborczej", "Kobiecie i Życiu" oraz w "Polityce"
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,7360531,Kto_to_jest_ten_Balcerowicz_.html?as=1&ias=5&startsz=x
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz